środa, 27 kwietnia 2016

Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy (DVD)

GW: Przebudzenie Mocy (DVD)

O najnowszej części "gwiezdnej sagi" można powiedzieć wiele dobrego, ale i złego. Ci którzy chcieli, obejrzeli już ten film. W recenzji chwaliłem "przebudzenie" i nie zmienię zdania. Pozostała jedna niewiadoma. Jakie będzie wydanie DVD? Niestety moje obawy potwierdziły się. 
Dodatków brak...

Wielu fanów narzeka na zbyt wiele "zapożyczeń" ze "starej trylogii", głównie "Nowej Nadziei". Cóż, mają rację, Pustynna planeta - jest. Poszukiwanie istotnego droida - jest. Nieświadomy swoich możliwości bohater - jest, staruszek znający się na Mocy - jest, gigantyczna stacja bojowa - jest, stacja, która ma wyjątkowo słaby punkt - jest... Ech. Reżyser "trochę" przesadził. Nie zmienia to jednak faktu, że "siódemka" jest znakomita i wprowadza kilka nowości takich jak chociażby walki w powietrzu, czy pewien typ szturmowca, którego wyszkolono i wyposażono do pojedynku z Jedi. Dzięki wydaniu DVD mogłem na spokojnie przewijać pewne sceny, aby wyłapać bardzo istotne drobnostki. Nie napiszę o co chodzi, ale zapewniam - robią wrażenie. Szkoda tylko, że w wersji z dubbingiem nie zostały przetłumaczone (tak jak kilka innych). Osoby, które nie znają angielskiego, a nie przepadają za napisami stracą wiele. 

W wersji z dubbingiem nie dowiecie się o co chodzi...

"Przebudzenie Mocy" w przeciwieństwie do "nowej trylogii" nie jest czymś zupełnie innym (gorszym). Nie ma tu Jar Jar Binksa, pojedynków na miecze, które wyglądają jak taniec czy skakania po droidach w najważniejszym dla serii starciu. W pewnym sensie to powrót do korzeni z dodatkiem czegoś nowego. Wraca dobry humor, klimat (po części), Han Solo i wiele innych rzeczy. Widać jednak, że technologia poszła do przodu, a szturmowcy dostali kilka nowych zabawek. Znakomita mieszanka. 

"Nie wiedziałam, że w galaktyce może być tyle zieleni..."

Gdy po raz pierwszy obejrzałem zwiastun zadałem sobie dwa pytania: "Czarnoskóry szturmowiec? Jakim cudem"? Po drugie, jak oni połączą "Przebudzenie Mocy" z "Powrotem Jedi"? W końcu szósta odsłona zamknęła na dobre wszelkie wątki. Na szczęście wszystko zostało sensownie wytłumaczone. Główną bohaterką jest samotna Rey, dziewczyna która utrzymuje się z zbierania złomu na pustynnej planecie Tatoo... Jakku. Pewnego dnia znajduje małego robota BB-8, który twierdzi, że ma tajną misję do spełnienia. Brzmi znajomo, prawda? Tak czy inaczej, w ten właśnie sposób rozpoczyna się jej wielka przygoda, w trakcie której przejdzie sporą przemianę. Jedną z największych zalet są niedopowiedzenia i smaczki, które należy wyłapać samemu.

"Potrzebuję broni!" "Już ją masz!"

Aktorzy spisali się znakomicie. Gdy po raz pierwszy Rey ujrzała "zieloną planetę", wyraz jej twarzy mówił wszystko. W końcu do tej pory widziała jedynie piach. Potrafiła oddać wszelkie emocje. Smutek, radość czy gniew nie były sztuczne. Han Solo nie zmienił się ani trochę. Czasami wystarczył gest czy odpowiedni wyraz twarzy, aby rozbawić widza. Największe brawa należą się jednak antagoniście. Nie jest po prostu potężnym lordem i bezlitosnym mistrzem zła w masce zmieniającej ton głosu. To człowiek i nic co ludzkie nie jest mu obce. Kylo Ren to ktoś, kto jest rozdarty wewnętrznie. Co więcej, może i "Moc jest w nim silna", ale nie jest mistrzem w posługiwaniu się mieczem świetlnym. Wielkie brawa. 

Niesamowity pojedynek. Nowa trylogio - schowaj się.

Gdy tylko dowiedziałem się, że film wyda Galapagos, powiedziałem sam do siebie: "mam co do tego złe przeczucia". Niestety sprawdziły się. W pudełku znajdziemy zaledwie jedną płytę na której nie ma dodatków. W poprzednich epizodach były dwie oraz świetne animowane menu. W wersji Blu-ray są dwa krążki, ale zapomnijcie o 3D. Zapewne pojawi się za dwa-trzy miesiące. Najbardziej interesował mnie dubbing. Ten z "Zemsty Sithów" był żałosny. W "Przebudzeniu Mocy" jest nieco lepiej, ale nie oznacza to, że dobrze. Kilka istotnych scen nie zostało w ogóle przetłumaczonych. Rey brzmi tak, jakby miała 15 lat, a C-3PO nawdychał się helu. Kylo Ren daje radę, ale do Hana trzeba przywyknąć. W wielu scenach postaci mówią w stylu mistrza Yody, a tłumaczenia idiotyczne. Na szczęście napisy są w porządku. Jedyne czego brakuje, to podpisy dla BB-8 (w kinie były). 

Nowi szturmowcy

Gdy dowiedziałem się, że Disney wykupił prawa do Gwiezdnych Wojen byłem pewien obaw. Na szczęście sam film się udał. Mimo to, został dość mocno złagodzony. W poprzedniczkach a to ktoś stracił rękę, głowę, nogi... Tutaj tego nie ma, ale to drobnostka. W grudniu tego roku do kin trafi spin-off: "Star Wars: Rogue One", który został przetłumaczony na - uwaga - "Gwiezdne Wojny: Łobuz Jeden". Dobrze, że nie "huncwot". Pora na ocenę.

Film: 8/10
Wydanie DVD: 2/10


   

4 komentarze:

  1. Oglądnąłbym ale nie lubię Star Treka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe... to tak jak mój znajomy: "taki sobie, fabuła jakaś porąbana". Nie oglądał poprzednich części xD

      Usuń
    2. Latają krzyżykami i nawiasami, jakieś metalowe słonie, świetlówki, na ja tego nie rozumiem.

      Usuń
    3. Dobre, ale ja dałbym wielbłądy. Jedna z "mini-serii" Family Guy to parodia "starej trylogii". W trakcie bitwy o Hoth rebelianci siedzą w okopach. Taki oto dialog:

      -"Jak tam sytuacja?"
      -"Nie mają szans. No chyba, że przyjadą na metalowych wielbłądach"
      Spogląda przez lornetkę...
      -"Mają metalowe wielbłądy... I dlaczego ta cholerna, lodowa planeta nazywa się Hoth? Tu jest ZIMNO" xD Swoją drogą polecam. Genialna parodia.

      Usuń