czwartek, 14 kwietnia 2016

Battleborn Beta (singleplayer) - wrażenia

Wrażenia z bety (singleplayer)

Kilka lat temu Gearbox Software zeswatało ze sobą dwa gatunki: FPSa oraz Hack&Slash'a. Ich dzieckiem było Borderlands, zaskakująco dobry "shooter", który doczekał się dwóch kontynuacji. Tym razem, z ojca FPSa i matki MOBA narodziło się Battleborn, dziwaczna wariacja tej ostatniej. Czy i tym razem taki "mashup" się udał? A może otrzymaliśmy połączenie śledzia i jogurtu, które ma wiadome i niezbyt przyjemne skutki uboczne?



Jedna z ciekawszych postaci

O ile Borderlands to gra z opcjonalnym, "wbudowanym" trybem kooperacji, to Battleborn tak jak np. UT 2004 posiada oddzielną "kampanię" dla "singli". Innymi słowy, jest swego rodzaju rozbudowanym samouczkiem, po którym rzucimy się w wir walk z innymi graczami. Co prawda aktywowałem darmowy, dwudniowy "abonament" PS+, ale przeznaczyłem ten czas na Trackmanię Turbo (recenzja "na dniach") oraz Zombi. Do rzeczy.

Drzewo rozwoju postaci.

Battleborn to nowa marka, ale ku mojemu zaskoczeniu "pachnie" Borderlands. Najbardziej widać to w menu głównym, gdzie w tle "wygłupiają się" minionki, niewielkie roboty, które są istnymi "odpowiednikami" Claptrapa. Kolejnym podobieństwem jest ukazanie bohaterów czy bossów. To drobnostki, ale czuć tu poprzednią grę Gearbox. Rozgrywka jest dynamiczna, wciągająca, ale wymagająca. To nie Borderlands, gdzie mogliśmy wbiec w grupę przeciwników z pieśnią na ustach. W Battleborn to proszenie się o utratę życia (co widać na filmikach, które nagrałem :) ). Warto o tym pamiętać, tym bardziej, że "żywoty" są limitowane. Korzystanie z umiejętności specjalnych naszego wybrańca to podstawa. A skoro o tym mowa - w pełnej wersji będzie ponad 25-ciu unikalnych wojowników! Jeden dziwniejszy od drugiego: komandos, brat "grubego" z TF2, wiedźma, "ronin" czy "grzybo-podobny" ninja. 

 
"Grzyb-ninja" to najnudniejsza postać z bety.

Każda z postaci posiada zaledwie jedną broń. Ma ona nieograniczoną ilość amunicji i dwa tryby strzału. Do tego dochodzą umiejętności specjalne takie jak np. niewidzialność czy... wypuszczenie mechanicznej sowy z kapelusza. Należy z nich korzystać rozsądnie. Bardzo szybko się o tym przekonałem. Niestety część z nich kompletnie nie pasuje do postaci. "Komandos" może stać się niewidzialny, co moim zdaniem jest nietrafionym pomysłem, tym bardziej, że posiada granatnik. O wiele lepszy byłby np. "jetpack". Znikanie sprawia, że jest on zbyt mocny. Grając nim, bawiłem się z "bossem". Boję się o balans w ostatecznej wersji, tym bardziej, że będziemy mogli wcielić się w jednego z 25 herosów (chodzą słuchy, że DLC mają wprowadzić nowe. To bardzo prawdopodobne). 


C-3PO poszedł na wojnę

Battleborn stawia na humor. Zero powagi. Jest jeszcze śmieszniej i mniej poważnie niż w Borderlands. Grafika zachwyca intensywnością kolorów. Oprawa audio stoi na bardzo wysokim poziomie. Broń brzmi i wygląda świetnie. Strzelanie czy czarowanie sprawia mnóstwo frajdy - czuć moc. I o to chodzi. Gdy tylko "ogarnąłem" podstawy nie mogłem się od niej oderwać. I co z tego, że co kilka minut ginąłem, skoro świetnie się bawiłem? AI przeciwników nie zwala z nóg, ale trudno oczekiwać, aby banda maleńkich robocików starała się atakować z flanki. Nieco lepiej radzą sobie bohaterowie tacy jak my. Pewien "ninja" dał mi niezły łomot, co dało mi nauczkę na przyszłość. Strzelaj z daleka, to nie Jedi, nie odbije pocisku. Boss zachowywał się tak, jak te z Borderlands. Wzywał posiłki, które miały odciągnąć naszą uwagę. Nie przeszkadzało mi to. 

Podsumowując. Czy takie połączenie "daje radę"? Odpowiedź jest chyba oczywista. Jak najbardziej. A czy warto kupić ją dla samego "singla"? Cóż... Moim zdaniem tak, ale lepiej poczekać na edycję "gry roku". Swoją drogą co teraz? FPS + RPG pokroju Dark Souls?   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz