niedziela, 5 czerwca 2016

Recenzja wspólna: Bóg nie umarł.

Bóg nie umarł (film)

Ile to już powstało filmów o Bogu? Pomijając n-te produkcje biblijne, dużo. "Bóg nie umarł" jest jednym z nich. Autorzy chcieli dobrze - ukazać, że nie jesteśmy sami, a za stworzenie wszechświata odpowiada istota wyższa. Czy efekt końcowy zmusi ateistów do przemyśleń, a może da powód do śmiechu?

Chciałbym dodać, że to pierwsza "recenzja wspólna". Autorką pomysłu jest Socks Chaser. To także ona zaproponowała mi obejrzenie akurat tego filmu. Jej wypowiedzi zostały pogrubione, aby nikt się nie pogubił. 
Fabuła jest dość prosta. Chrześcijanin Josh, świeżo upieczony student zapisuje się na zajęcia z "wstępu do filozofii". Profesor Radisson, który jest ateistą, rozpoczyna pierwszy wykład od postawienia ultimatum: "napisz na kartce 'Bóg nie żyje' lub zrezygnuj". Josh postanawia się sprzeciwić i pozostać na sali, przez co podpada wykładowcy. Aby zaliczyć semestr musi udowodnić, że Radisson się myli, a Bóg istnieje. Pomysł sam w sobie jest znakomity, tym bardziej, że to nie jedyny wątek. Problem w tym, że realizacja woła o pomstę do nieba, a pozostałe (ciekawe) wątki skrócono lub w ogóle pominięto. 

W tym momencie wychodzi "na wierzch" (dop. Triste) totalna głupota głównego bohatera. Zacznijmy od tego, że jest wolność wyznania, a nauczyciel każe uczniom wyrzec się ich religii. Protagonista mógłby pójść do kogoś, kto trzęsie całą uczelnią i powiedzieć, że nauczyciel łamie prawa uczniów, ale wtedy film trwał by kilka minut. A! I pewnie nie powstał by sequel, czyli "Bóg nie umarł II", bo wyszłoby, że robią odgrzewanego kotleta umieszczając akcję w sądzie. 

"Bóg nie umarł" - wersja Marvela

Autorzy oprócz typowych dla obu stron argumentów ("a wojny to co?" vs. "wola Boga, nagroda czeka w Niebie"), posłużyli się cytatami z Biblii czy twierdzeniami znanych osób. Wielki plus. Swoją drogą, dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Połączenie biblijnych oraz naukowych dowodów to świetny pomysł. Co ma wspólnego teoria ewolucji Darwina i stworzenie świata przez Boga? Odpowiedź poznacie oglądając film. Szkoda tylko, że jest on niesamowicie stronniczy. Stworzyciel Nieba i Ziemi istnieje i basta! Bóg nie umarł! Mamy na to dowody! Swoją drogą, jakie? Już Josh wam je znajdzie. Gdyby ateizm oraz teizm postawiono na równi, film byłby po prostu rewelacyjny. Niestety nie jest. To istna propaganda rodem z telewizji Trwam. Nie chcę nikogo urazić, ale tak jest. Każdy bohater, który wyparł się wiary w Boga "obrywa po uszach". Czasami w tak idiotyczny sposób, że trudno powstrzymać się od śmiechu. Kilka scen rozbawiło mnie do łez. Coś jest nie tak? Kurcze, dlaczego? Wyjaśnienie - wola Boga. Nie zdradzę o które momenty mi chodzi. Być może, moja koleżanka to zrobi. Jakby co, wiecie do kogo kierować pretensje ;)   

I tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Twórcy zamiast pójść w kierunku dyskusji, w której obie strony ostatecznie się ze sobą godzą, akceptują to, że każdy ma inne zdanie, a widz może opowiedzieć się po jednej ze stron, postanowili zaserwować zwyczajną propagandówkę. Na plus można zaliczyć to, że argumenty nie są w stylu "bo Bóg tak chce", ale ocierają się o na przykład Stephena Hawkinga. Wciąż jednak nie ustrzeżono się rzeczy zwyczajnie głupich. Przykład? W jednej ze scen pojawia się stwierdzenie, że bez wiary w Boga nie ma sensu, by być moralnym. Wynika z tego to, że jedynym powodem niesienia pomocy innym jest Bóg. Chęć czynienia dobra czy pomocy innym? A co to takiego? Co więcej, wszystkie argumenty, które podaje Josh, mogą być obalone przez ateistów, co tylko pokazuje, że lepiej by było pójść w kierunku dyskusji, w której nie wygrywa nikt.

"Kochający" ojciec - ujęcie pierwsze.

Aktorzy dają radę. Mogło być zdecydowanie lepiej, ale i znacznie gorzej. Postaci są w miarę wiarygodne, co dla mnie w zupełności wystarcza. Niestety żadna z nich nie ma głęboko zarysowanego charakteru. Wszyscy są płascy jak deska: czarni lub biali. Zero szarości. 

Na to czekałam. O aktorach zbytnio nie ma się co wypowiadać. Grają normalnie, bez kunsztu aktorskiego na poziomie "The Room" czy "Birdemic". O postaciach za to można napisać dużo. Jak już wspomniał Triste - postaci są płaskie. Świat jest czarno biały i dzieli się na dwie strony - dobrych teistów, którzy są biedni, zastraszani, ich rodziny są przeciwko nim. Serio, są prześladowani bardziej niż homoseksualiści w Rosji. Po drugiej stronie stoją ateiści - źli, agresywni. Ich jedynym życiowym celem jest pokazanie, że Bóg nie istnieje; cyniczni, o charakterze złego doktora samo zło. Oberwało się też innowiercom. W filmie pojawia się wątek dziewczyny, której ojciec jest muzułmaninem. Mimo iż, jak sama mówi, jej ojciec jest bardzo surowy, to do szkoły nie ubiera stroju zasłaniającego całe ciało. Wystarczy jedynie czarna chusta na głowie. Gdy jednak "tatuś" odkrywa, że dziewczyna słucha audiobooków Biblii, to pierw uderza ją w twarz, po czym wyrzuca z domu. 

"Kochający" ojciec - ujęcie drugie.

Radisson to typowy wzór złowrogiego ateisty nr 204, jego życiowym celem jest "unicestwienie" (synonim mój - Triste) Kościoła, pokazanie, że Boga nie ma. Wykładowca zastrasza Josha po skończeniu lekcji, mówiąc mu, że go "zniszczy". Jest też ojciec Martina, innego z bohaterów, który ciągle jeździ samochodem, a na słowa syna odpowiada mniej więcej: "Nie, nie będę o tych głupotach gadać, nie mam czasu!". Jest też reporterka, która choruje na raka, która po spotkaniu z zespołem "Newsboys" zaczyna wierzyć w Boga. Z tych "dobrych" mamy Josha, głównego bohatera, który w pewnym sensie jest Raddisonem obróconym o 180 stopni. Dąży do pokazania, że Bóg istnieje, za cel stawia sobie przekonanie nauczyciela do swych argumentów. W ogóle nie wiadomo dlaczego wciąż siedzi na tej uczelni. Robi prezentacje, w których na przykład pokazano jak z obrazu "Stworzenie Adama" zostaje wymazany Bóg. Dlaczego nie pójdzie on do na przykład Ubisoftu czy Naughty Dog? Z takim talentem zrobiłby niezłą karierę! Mamy także Martina, zagubionego chłopaka, który ostatecznie przekonuje się do istnienia Boga. Są też Wielebny Dave oraz Wielebny Jude, z czego ten drugi jest cyborgiem, który wie dokładnie co się stało z żebrami człowieka potrąconego przez samochód. Wystarczyło jedno spojrzenie na poszkodowanego. Ta dwójka jest też świadkami naprawienia samochodu przez Boga. Po co chodzić do mechanika, lepiej się pomodlić. Ayisha, wspomniana już dziewczyna, która za słuchanie audiobooków pierw dostała w twarz, a następnie została wyrzucona za drzwi przez własnego ojca. W filmie tym nie uświadczy się ateisty, który bezinteresownie pomaga innym, tak samo jak nie uświadczy się nawiedzonej moherowej babki, która wszędzie widzi diabła. Tutaj ateista = zło, teista = dobro.

"Nie chce odpalić"... 
"Dziwisz się? W baku pustynia" 
"Spoko, walnę zdrowaśkę i ruszy"

Moim zdaniem powinien pojawić się napis: "audycja zawiera lokowanie produktu". Niemal każdy ma tu iPhone'a! Ukazywanie najróżniejszych "gadżetów" sponsora (od koszulek, poprzez laptopy, a na samochodach kończąc) nie jest niczym nowym, ale z reguły filmowcy starają się umieszczać je tak dyskretnie, na ile to możliwe. W tym przypadku kamera najeżdża na wspomniane telefony niczym na "intymne części ciała" w filmach porno. Chwila... a jeśli ugryzione jabłko ma symbolizować Adama i Ewę? Kto ich tam wie. 

Co do lokowania produktu - nie zwracałam na to zbytnio uwagi, chociaż moją uwagę przykuło częste korzystanie z komórek przez bohaterów. Pisanie, czytanie SMS'ów, wielki spam na koncercie... W filmie pojawia się za to zespół "Newsboys". Jeden z najlepiej sprzedających się zespołów grających muzykę chrześcijańską, zagrali też w Warszawie. Wykonują oni piosenkę tytułową "God's not Dead" oraz pojawiają się pod koniec filmu, gdzie modlą się z reporterką chorą na raka. I muszę przyznać, że... ich piosenki złe nie są, chociaż wynika to bardziej z tego, że lubię rock, a nawet pop-rock, którego przedstawicielem jest właśnie zespół "Newsboys". Dla mnie "podchodzi". Na tym samym koncercie pojawia się inna osobistość - Willie Robertson. Tak, ten Willie Robertson. Wszyscy się cieszą? *Publiczność nie ogarnia* Cóż, widocznie nie wiecie, kim on jest. Ja też nie wiedziałam i z pomocą przyszedł mi internet. 

"A Bóg kule niesie..."

Willie Robertson to taki pan, który bardzo wierzy w Boga i lubi się modlić. Nie przeszkadza mu to jednak w zabijaniu zwierzątek. Jego majątek jest szacowany na około 20 milionów. Ten pan jest znany z serialu "Duck Dynasty", który w pierwszych miesiącach 2013 roku przyniósł 40 milionów zysku. W tym serialu Willie razem ze swoją rodzinką poluje na przykład na kaczki, ołów przyjął też m.in. pechowy bóbr. Jak każdy znany serial, także ten miał swoją grę. Obrzydliwe crapiszcze wydane na wszystkie platformy, które się dało: PS3, PS4, Xbox 360, Xbox One, PC oraz 3DS. Grafika byłaby dobra w 2005 roku. Okropny gameplay oraz ocena 1,9/10 wśród graczy na Metacritic mówią same za siebie. Ten pan pojawia się na początku filmu oraz pod koniec, gdzie na koncercie mówi do zgromadzonych: "Siema, macie komórki? No to teraz dajcie znak wszystkim, że Bóg nie umarł"! przyczyniając się do gigantycznego spamu SMS'ami. Nie rozumiem, co ta postać miała tu robić, nie odgrywa żadnej ważnej roli. Kasa? Ależ oczywiście!
Gra "Duck Dynasty". Data premiery: 14.10.2014

Muzyka... Chwila, jaka muzyka? Powstrzymam się od oceny czegoś, czego w ogóle nie pamiętam. Nie było tu ani jednego "motywu", który pozostał by w mojej pamięci na dłużej. Najwidoczniej całość była tak "dobra", że wpadła jednym uchem, a wyleciała drugim. Może to i lepiej? 

Mimo iż przyznałam, że "Newsboys" grają nawet fajnie, to jednak Triste ma rację. Ich muzyka nie jest jakaś ambitna, ot zwykłe "Bóg nie umarł, on żyje wewnątrz nas, uwierz w to, lalalala".

Przeczytałem wiele komentarzy dotyczących tego "arcydzieła". Wiele osób napisało, że film ten, jest wzruszający. Nie mam bladego pojęcia w którym momencie. Być może chodzi o końcową scenę? Jeśli tak, to autorzy tychże wpisów nie widzieli porządnych zakończeń. Z drugiej strony... Być może bali się, że po napisaniu "negatywa" komputer ulegnie samospaleniu?   

Zakończenie... za samo zakończenie powinno być 1/10. Bóg wygrał, idziemy na koncert "Newsboys". Nawet Radisson wesoło wyszedł z domu. Niestety był złym bohaterem, więc należała mu się kara - został potrącony przez samochód. Wielebny Jude używa mocy cyborga i bezbłędnie zgaduje, że potrącony ma złamane wszystkie żebra, a krew dostaje się do płuc. Nikt nawet nie dzwoni na pogotowie, a Wielebny Dave, zamiast pocieszyć, rzuca się do nauczyciela, a gdy dowiaduje się, że ten jest ateistą, namawia go do nawrócenia. Radisson, w ostatnich chwilach swojego życia "przyjmuje Boga do serca". Pierwsza pomoc? Pocieszanie? Wezwanie pogotowia? A po co to komu? Skoro ma umrzeć, to umrze, Bóg tak chce. A zresztą kogo obchodzi ten facet, "Newsboys" dają koncert! Scena głupia i obrzydliwa...

"Napiszcie Bóg umarł lub sp#lajcie z tych zajęć"

Jak by to wszystko podsumować? "Bóg nie umarł" to film, który miał ogromny potencjał. Niestety przez stronniczość i wiele idiotycznych pomysłów został zniszczony. Gwoli ścisłości, moim zdaniem ma swoje nieliczne plusy: ogląda się go lekko, potrafi  rozbawić, a uzasadnienie nienawiści do Boga ma sens. Radisson ma ku temu dobre powody. Gdybym przeżył to co wykładowca, też bym Go znienawidził. "Mówiąc" krótko: obejrzeć można, ale niekoniecznie trzeba. 

"Bóg nie umarł" potencjał miał, ale go nie wykorzystał. Głupie stereotypy, opowiedzenie się po jedynej, oczywiście słusznej, prawdziwej stronie oraz płaskie postaci to największe minusy tego filmu. Obejrzeć można, ale tylko po to, by zobaczyć, jak nie powinno się tworzyć filmów, w których główną osią ma być konflikt dwóch stanowisk. Ewentualnie... Jeśli chce się go wysłać swojemu największemu wrogowi, to warto sprawdzić jak wielki ból mu to sprawi. A sprawi bardzo duży.

Moim zdaniem to lekka przesada ;) Nie jest aż tak źle, ale to tylko moje zdanie. Osobiście, wolałbym podesłać "Silent Hill 2 3D", "Totalny Kataklizm" lub "Wyjazd Integracyjny". 

Moja ocena: 4-/10
Ocena Socks Chaser: 2/10

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń