poniedziałek, 4 stycznia 2016

Recenzja: The Crew: Wild Run Edition (PS4)


The Crew: Wild Run Edition
Zaufaj Ubi, a zimą będziesz w sandałach chodził...

Nie lubię grać on-line, dlatego przed kupnem The Crew: Wild Run "pogrzebałem w sieci". Musiałem wiedzieć, czy będę mógł pojeździć solo. Nie znalazłem nic, co mogłoby mnie zniechęcić. Biorąc do ręki opakowanie przeczytałem (dosłownie) "co do przecinka" każde zdanie. Wszystko było w porządku. Ot, typowa okładka gry posiadającej tryb multi, ale nie ograniczającej się do niego. W domu czekało mnie trzy niespodzianki. Jedna gorsza od drugiej. 


Dodatek "Wild Run" wprowadza wiele zmian.

The Crew: Wild Run zapowiadało się rewelacyjnie. Ogromna mapa, wiele pojazdów (w tym motocykle i monster trucki), bardzo dobry model jazdy, widok "zza kierownicy", darmowy dodatek "Wild Run" oraz znakomita impreza "The Summit" (Forza Horizon w pigułce). I tak też jest. Jest tylko trzy "ale". Omówmy to wszystko po kolei. 

Mapa jest niesamowicie duża.

Stworzenie wyścigów z otwartym światem to żadna filozofia. Co innego zapełnienie mapy atrakcjami, które zachęcą gracza do eksploracji. Pamiętacie Fuel? Tam też teren był ogromny, ale na tym się skończyło. Pomijam idiotyczne blokowanie lokacji. Twórcy The Crew doskonale o tym wiedzieli, dlatego od samego początku możemy zwiedzać miniaturkę USA. Mapa jest tak duża, że zmieściłyby się na niej miasta z kilku ostatnich części serii Need for Speed. Ba, nic nie stoi na przeszkodzie aby zjechać z drogi i wyszaleć na polach! Istny Skyrim "na kołach". Zwiedzanie lotniska nie stanowi większego problemu. Wystarczy znaleźć "wejście". Najwidoczniej deweloperzy "zapomnieli" o zabezpieczeniu ogrodzenia niewidzialną ścianą ;) Niestety Biały Dom jest niedostępny. A szkoda. 

Twórcy zadbali także o to, aby gracz się nie nudził. Tak jak w Test Drive Unlimited 2,  na mapie ukryto "unikatowe auta" czy anteny odkrywające większy fragment okolicy (początkowo są "zamazane"). I jedne i drugie są porządnie ukryte, ale mini-mapa ułatwia sprawę. Poszukiwania sprawiają mnóstwo frajdy, tym bardziej, że raz wrak stoi w lesie, innym razem na wzniesieniu. Na samych drogach umieszczono zaś dziesiątki wyzwań takich jak slalom czy "trzymaj się drogi i jedź szybko". Idąc z duchem czasu, nie zabrakło "trybu fabularnego". Historia przypomina nieco tą, z "NFSMost Wanted" i nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale najważniejsze, że spełnia swoją rolę. Ot, kolejny powód do ścigania się w pojedynkę. Wolałbym starą, dobrą karierę: od zera do bohatera, ale lepszy wróbel w garści... Podsumowując: jedź gdzie chcesz, rób co chcesz i dobrze się baw. 

Monster truck w centrum Chicago? Żaden problem.

Byłem pewien, że dodatek "Wild Run" wprowadzi po prostu nowe pojazdy. Myliłem się. Dodaje nową kategorię do bardzo ciekawego systemu "przerabiania" aut. O co chodzi? Samochód, który posiadamy możemy "przebudować" na terenowy, uliczny czy wspomnianego wielokrotnie monster trucka. Co ciekawe, niewielka opłata jest jednorazowa. Aby zmienić fabrycznego Nissana na terenową bestię, wystarczy wybrać odpowiednią kategorię w garażu! Oczywiście nie każdy pojazd możemy tak potraktować, co jest jak najbardziej logiczne. Terenowe Ferrari? Nawet w tak luźnej grze to przesada. Jak nie trudno się domyślić, nie zabrakło tuningu tak optycznego, jak i mechanicznego. Trzeba tylko na niego zarobić. I tu jest pies pogrzebany, nasze pierwsze "ale". 

Motocykle kosztują fortunę.

Gdy po raz pierwszy odwiedziłem tzw. "tunera", aby pogrzebać pod maską nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Byle zmiana koloru jest potwornie droga. Nie da się też kupić wszystkich części. Trzeba je odblokować! Mało tego, warsztaty większości kategorii są początkowo zablokowane. Nasza postać, niczym w RPG musi osiągnąć odpowiedni poziom doświadczenia. Przecież to chore. "Nagroda najgłupszego pomysłu roku 2015 idzie do"... Na scenę powinni wejść deweloperzy i oberwać zgniłymi pomidorami (na klawiaturę ciśnie mi się coś bardziej śmierdzącego). 

"No nic, sprawdzę jakie auta są dostępne w grze", pomyślałem. I tu dochodzimy do drugiego "ale". Część z nich kosztuje tyle, co Ferrari Enzo w Forzie czy NFSie, a za resztę musimy zapłacić... złotówkami. Ubi najwidoczniej zainspirowało się grami F2P i umieściło w "The Crew" dwie waluty. "Zwykłą" otrzymujemy za wyścigi, ale wypłaty są śmiesznie niskie. "Złotą" należy kupić. Ot, takie DLC. Jeśli chcecie odchudzić swój portfel o nawet 200zł - proszę bardzo. Wówczas kupicie wymarzonego Vipera. W innym wypadku będziecie musieli wygrać kilkadziesiąt wyścigów. Pełnoprawna gra AAA z mikrotransakcjami? Tego (chyba) jeszcze nie było. Ale to nic, w porównaniu z kolejnym "ale" i całą resztą "wspaniałych" pomysłów.  

Skatepark dla nieco większych czterech kółek.

Na opakowaniu możemy znaleźć napis: "wymaga połączenia z internetem". To chyba oczywiste, w końcu zawiera tryb multiplayer. Problem w tym, że to swego rodzaju "pół-prawda". Ubi najwidoczniej przez "przypadek" zapomniało o dodaniu słowa "stałego". Nawet w instrukcji nie ma takiego ostrzeżenia. Widziałem wiele gier, ale tak żenującej zagrywki nigdy. Jeśli z jakiegokolwiek powodu nie będziecie mogli połączyć się z serwerem Ubi, nie zagracie. W ogóle!!! Jeśli do tego dojdzie, jedyną "atrakcją" będzie podziwianie ekranu tytułowego. To nie koniec. 

Jeśli w trakcie rozgrywki, przez "dłuższą chwilę" nie będziecie nic robić (wyjście do ubikacji, obiad, odebrany telefon) wylądujemy na ekranie głównym. Litości! Ręce i nogi opadają. Chciałbym napisać, że to koniec wad, ale nie mogę. Byłem pewien, że edycja "Wild Run", to swego rodzaju "Game of the Year". Coś dla tych, którzy nie posiadają "podstawki". Pomyłka. Wewnątrz znajdowała się płyta z "gołą" wersją The Crew oraz kupon pozwalający na pobranie rozszerzenia. To "zaledwie" kilka GB. Co to było. Wygląda to tak: pobranie oraz instalacja łatek do "The Crew", pobranie dodatku "Wild Run", pobranie łatek do rozszerzenia! To blu-ray do jasnej cholery!!! Ach tak. Tego typu polityka sprawia, że nie da się kupić używanej gry z dodatkiem.

Oby przejechali się na tym, tak, jak twórcy Forzy 5.

Gra jest niesamowicie niekonsekwentna. Z jednej strony nie zabrakło atrakcji dla "samotników", ale z drugiej strony musimy być podłączeni do serwerów. Co jeśli padną lub zostaną wyłączone np. na czas konserwacji? Pozostaną dwa wyjścia: gapić się na ekran tytułowy lub zagrać w coś innego. Dlaczego w takim wypadku nie mogę powalczyć z komputerem? Mamy tuning, ale części są zablokowane. Zapłaciłem za edycję zawierającą dodatek, a muszę go pobierać z sieci. W trybie jazdy dowolnej wprowadzanie auta w kontrolowany poślizg jest proste i bardzo satysfakcjonujące. Wszystko zmienia się w trakcie imprezy "The Summit". Nagle nasze auto zaczyna zachowywać się, jakby jeździło po lodzie na łysych, letnich oponach! "Zwykłe" samochody ulegają zniszczeniu. Nie dotyczy to monster trucków, które zachowują się komicznie. 

The Crew jest grą on-line, ale brakuje podstawowych funkcji takich jak możliwość zgłaszania "trolli", co jest niesamowicie irytujące. Jakiś cwaniaczek postanowił poszpanować swoim Ferrari. Wyprzedzał mnie i doprowadzał do "czołówki". Jechał dalej, doganiał i "wjeżdżał w tyłek". Dlaczego nie mogę zgłosić takiego jegomościa? Ban na miesiąc wybiłby mu takie pomysły z głowy. Idealnym rozwiązaniem byłoby takie, jakie zastosowano w Trackmanii - auta przenikają przez siebie. Oczywiście należałoby ograniczyć to do "żywych" graczy. Kolizja z NPCem byłaby nadal możliwa. A propos. Animacje wypadków to jakaś kpina. Doskonały Burnout Paradise pokazał "jak to się robi", a przecież jest grą na konsole poprzedniej generacji! 

Brakuje także czegoś w rodzaju "statusów" czy ikonek ukazujących "nasze zamiary". Bardzo często mijamy auta graczy stojące na poboczu. No dobrze, ale czego chcą? Ktoś przegląda mapę? Jest chwilowo zajęty? Chce wyjść z gry i zaparkować? Widząc nas postanowił zaczekać i rzucić wyzwanie? Jedna "emotka" rodem z Gadu Gadu rozwiałaby wszelkie wątpliwości.  

Uczucie prędkości zwala z nóg. Cena także.

Nie chcę tu nikogo oszukiwać. The Crew nie jest jedyną grą, w której dodatek należy pobrać z sieci. Podobną zagrywkę zastosowali wydawcy Saints Row 4 z dodatkiem Gat out of Hell. Na opakowaniu widnieje jednak stosowne ostrzeżenie. Można? Można. Ale po co w ogóle w taki sposób traktować graczy? Wiele tytułów z dopiskiem "Game of the Year" ma "wbudowane" wszystkie łatki i dodatki na płycie (Borderlands). Jeśli mamy cokolwiek pobrać, to najnowszą aktualizację, co trwa kilka minut, a nie godzin (serwery Sony nie mają najlepszej reputacji). 

Na koniec zostawię oprawę audio/wideo. Jest zaledwie dobrze. Odległość rysowania czy deszcz padający na szybę robią wrażenie. Silniki brzmią naturalnie, a nie jak pozbawione tłumika "Kaszlaki". Tylko dlaczego nie ma tu lusterek z prawdziwego zdarzenia? W Euro Truck Simulator 2 są rewelacyjne. Tutaj możemy podziwiać rozmazaną plamę, która jest bezużyteczna. 

Największa mapa w "ścigałkach"? Chyba tak.

Nie zrozumcie mnie źle. The Crew: Wild Run to świetna gra. Sama eksploracja sprawia mnóstwo frajdy, szukanie wraków wciąga, wyścigi przebijają te z ostatnich NFSów na głowę, a próby "zdobycia" stromego wzniesienia szybko zacząłem traktować: "że ja nie wjadę"!? Niestety Ubi skutecznie zniszczyło jej potencjał. Mam ogromną nadzieję, że wydawca pójdzie po rozum do głowy i wyda dużą łatkę, która naprawi przynajmniej te najbardziej irytujące błędy. Póki co, "crew" mnie zalewa. Jestem pewien, że piraci prędzej czy później znajdą sposób na te "zabezpieczenia" (z naciskiem na to pierwsze). The Crew: Wild Run zasługuje na wysoką ocenę, ale zagrywki wydawcy nie pozwalają na to. Z bólem w sercu...

Ocena: 5/10 








  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz