niedziela, 7 stycznia 2018

[Recenzja] The Last of Us

Prawie się popłakałem... Kilka razy. To nie żart.

Co łączy Silent Hill 2, Bioshocka oraz Knights of the Old Republic? Znajdzie się kilka rzeczy, ale mam na myśli fabułę. Każda z nich opowiada niesamowitą, niezapomnianą historię o której mógłbym rozmawiać godzinami. Do tego zacnego grona dołączyło właśnie The Last of Us. Dlaczego?     

Fragment pomiędzy prologiem a spotkaniem Ellie jest dość nudny.

Pisanie o grach takich jak The Last of Us jest bardzo trudne. Z jednej strony trzeba uważać, żeby nie zdradzić zbyt wiele, a z drugiej żeby nie napisać nudnej "notki prasowej". W związku z tym wybaczcie dość ubogie opisy fabuły. Po prostu nie chcę nikomu zepsuć zabawy, tym bardziej, że nie trzeba posiadać konsoli aby ją poznać. Wystarczy znajomość języka angielskiego. O co chodzi? Pewien geniusz wyciął fragmenty gry oraz przerywniki filmowe, a następnie złączył je tak, że powstał z tego miniserial. Znajdziecie go na You Tube:

Zwiastun "serialu z gry". Linki do odcinków w opisie.

Wróćmy jednak do recenzji. The Last of Us opowiada najlepszą historię z jaką spotkałem się w grach wideo. Akcja rozgrywa się w post-apokaliptycznych Stanach Zjednoczonych, które w wyniku tajemniczej epidemii padły na kolana. Miasta zamieniły się w pełne zieleni ruiny opanowane przez dość nietypowe zombie. Tak się bowiem składa, że nie są to przeciętne "żywe trupy", które znamy aż za dobrze z filmów i gier, ale ofiary zarażone istniejącym naprawdę grzybem, maczużnikiem. Na szczęście w rzeczywistości infekuje tylko owady. Deweloperzy zadali sobie jednak pytanie, "a co gdyby ludzie też byli podatni"? I jak wyglądałby świat po dwudziestu latach od wybuchu epidemii? Podpowiem, koszmarnie.

Przerażające, prawda?

Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że "film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć". I tutaj tak jest... No prawie, ale o tym za chwilę. W krótkim, ale niesamowitym prologu poznajemy podstarzałego mężczyznę, Joela i jesteśmy świadkami "początku końca świata", momentu w którym choroba oraz zainfekowani ludzie wymknęli się z pod kontroli. W jednej chwili jego świat zawala się, a życie zamienia w koszmar. Po scenie, która nie wzruszy chyba tylko androida akcja przenosi się o dwadzieścia lat do przodu. Ludzie mieszkają w odizolowanych strefach pilnowanych przez żołnierzy, którzy nie radzą sobie z utrzymaniem porządku. Na ulicach panuje głód, kartki żywnościowe są walutą, poza strefą grasują gangi, a największym utrapieniem jest paramilitarna grupa nazywająca siebie "Świetlikami". To właśnie oni zlecają niezwykle ważną misję, która odmieni życie głównego bohatera. Naszym zadaniem będzie bowiem wyprowadzenie z miasta Ellie, czternastoletniej dziewczynki odpornej na infekcję oraz przekazanie jej w ręce wspomnianych Świetlików. Rzecz jasna sprawy się skomplikują i to co miało zająć kilka godzin rozciągnie się do kilkunastu miesięcy. To właśnie na barki Joela spadnie konieczność eskortowania i ochraniania najcenniejszego dziecka na Ziemi. Niestety nie jest idealnie. Fragment gry pomiędzy prologiem, a poznaniem Ellie nie porywa. W pewnym momencie zaczął mnie przynudzać, ale na szczęście jest krótki. Zabrakło mi też dłuższej rozmowy na temat przeszłości bohaterów, rodziny Ellie, partnerki Joela (jak się poznali). Na koniec coś co jest drobnostką. Moim zdaniem scena przesłuchania powinna być interaktywna.  

Jedna z wielu luźnych rozmów. 

Jedną z największych zalet tej niesamowitej produkcji jest to, że najważniejsze są tutaj relacje pomiędzy bohaterami oraz tworząca się między nimi więź. Wątek "ratowania świata" jest gdzieś na drugim planie, zaś walka to dodatek (a przynajmniej ja tak to odczułem). Rozmowa na temat dawnego hobby Joela jest tutaj ważniejsza niż wyjaśnianie co się dzieje na świecie i skąd wzięły się zombie. Nie każdemu coś takiego przypadnie do gustu, ja tam jestem zachwycony. W grze, którą napędza przede wszystkim fabuła bardzo ważne są postacie, nie mogą być nudnymi, płytkimi "ludzikami", muszą mieć wyraźnie zarysowany charakter. Na szczęście deweloperzy o tym wiedzieli. Każda, absolutnie każda postać, która odgrywa jakąś kluczową rolę zapada w pamięć. Mamy tutaj niezbyt miłego, szurniętego Billa, twardo stąpającą po ziemi Tess (partnerka Joela) czy pewnego psychopatę, który podpadnie Joelowi... i nam. Wierzcie mi na słowo, za to co zrobił będziecie chcieli skrzywdzić tego kolesia. Jeszcze lepiej wypadli główni bohaterowie.    

Klikacze są ślepe, ale nadrabiają znakomitym słuchem i siłą.

Zacznijmy od Joela, ponieważ najwięcej czasu spędzimy w jego skórze. Joel to mężczyzna, który przeszedł w życiu wiele i stracił niemal wszystko. Stara się ukryć wszelkie uczucia, ale z jego zachowania można czytać jak z kartki. To zasługa między innymi doskonałej animacji, ale o tym później. Nasz twardziel o gołębim sercu za wszelką cenę nie chce przywiązywać się do nikogo, a już w szczególności do Ellie (po wydarzeniach z prologu wcale mnie to nie dziwi). W pewnym momencie w trakcie kłótni (tak, pojawią się i takie sceny) dziewczyna krzyknęła: "czego ty się tak boisz?". Odpowiedź nie pada, ale jest oczywista: "że ciebie stracę". Niezapomnianych dialogów jest naprawdę wiele, ale przekonacie się o tym sami grając lub oglądając "serial" (do czego zachęcam). 

Przejdźmy do świetnie wykreowanej Ellie, którą polubiłem ją już po kilkunastu minutach gry. Jest zadziorna, pyskata, odważna, klnie na potęgę i nie potrafi pływać (nikt nie jest idealny). Ellie urodziła się około sześć lat po wybuchu epidemii dlatego nie zna naszego świata. Nie rozumie dlaczego dorośli ludzie szli na tzw. "studia" żeby się uczyć, nigdy nie była poza zamkniętą strefą ani w lesie. Zada Joelowi wiele pytań dotyczących "dawnego świata" i nie raz go zdenerwuje (chociażby nauką gwizdania). Scena, w której przegląda Playboya dla kobiet lub/i homoseksualistów jest po prostu bezcenna, rozbawiła mnie do łez (no prawie). 

Jedna z najbardziej wzruszających scen.

Ekipa Naughty Dog jest znana z wysokiej jakości animacji oraz przywiązania do detali. Podstawą przetrwania w tej grze jest zbieractwo i zabawa w MacGyvera (wytwarzanie przedmiotów). W trakcie gdy my rozglądamy się po okolicy, Ellie nie będzie bezczynnie stać w miejscu. Usiądzie na stole, oprze o ścianę, pobawi nożem, poprawi plecak, a nawet poprzegląda książki w bibliotece. Idąc przed nami co chwile odwraca się, żeby sprawdzić czy nadążamy. Mało tego. W trakcie wizyty u Billa nasza podopieczna ukradnie jedno z jego czasopism. Nie zrobi jednak tego, dopóki się nie odwrócimy. Pewnie, to tylko oskryptowane zachowania, ale to właśnie one sprawiają, że postać żyje i jest wiarygodna. 

I tak oto przechodzimy do czegoś, co mnie bardzo, ale to bardzo zaskoczyło. Nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy inni też tak mieli, ale najzwyczajniej w świecie troszczyłem się o ten zlepek pikseli. I nie, nie dlatego, że po jej ewentualnej śmierci musiałbym powtarzać niewielki fragment gry (to akurat żaden problem), ale dlatego, że się o nią martwiłem. Czułem swego rodzaju obawę, że przez moją nieuwagę ktoś lub coś może ją skrzywdzić. Sam nie wiem jak to dokładnie określić. Bardzo często musimy współpracować, dlatego za każdym razem gdy Ellie przechodziła np. na drugą stronę ogrodzenia wyciągałem broń i uważnie obserwowałem otoczenie. 

A skoro o współpracy mowa. Deweloperzy znakomicie wykorzystali różnice pomiędzy postaciami. Nasza podopieczna jest mniejsza i lżejsza dlatego to właśnie ona będzie podawać nam drabinę leżącą na dachu autobusu (oczywiście najpierw musimy ją podsadzić żeby na niego weszła), zaś Joel odkręcać różne zawory i przesuwać ciężkie przedmioty (jest tego więcej). Niby drobnostka, a cieszy. Przez jakiś czas będziemy mogli pograć jako Ellie. Różnica jest dość duża. To nie tylko inny model postaci i ekwipunek. Dziewczyna jest mniejsza i słabsza dlatego nie ma szans w bezpośrednim starciu. Joel w sytuacji podbramkowej może po prostu dać komuś w pysk lub zmasakrować twarz metalową rurą. Poza tym to on jest specjalistą od wytwarzania przedmiotów.   
Żyrafy, kolejna rzecz która wprawi dziewczynę w zachwyt.  

System craftingu jest bardzo ciekawy ponieważ przedmioty, które podnosimy są uniwersalne. Przykładowo alkohol może posłużyć do stworzenia apteczki lub koktajlu mołotowa. Musimy wybierać czego najbardziej potrzebujemy. Nie zabrakło także ulepszania ekwipunku oraz zwiększania umiejętności samego Joela. W tym celu musimy szukać specjalnych tabletek, części oraz dokumentów. Jak widać myszkowanie jest bardzo ważne. Niestety znalezione komiksy, które uwielbia Ellie nic nie dają. A szkoda. 

The Last of Us to gra, która stawia na "załatwianie spraw po cichu". Nawet na najniższym poziomie trudności tzw. klikacze zabijają jednym ciosem. Można je zastrzelić, ale zaalarmuje to całą resztę. Powodzenia w walce z hordą zombie ;) Co prawda na "niskim" nie powinno zabraknąć amunicji, ale nie oznacza to, że gra zamieni się nagle w Left 4 Dead. Co to, to nie. Lepiej zakradać się i likwidować przeciwników po cichu tym bardziej, że dzięki ciekawemu systemowi "nasłuchiwania" możemy zobaczyć zarysy wrogów znajdujących się za ścianą. Dodam tylko, że najwyższy poziom trudności to istny symulator przetrwania. Wszystkie ułatwienia zostaną wyłączone, a jeden postrzał odeśle nas do domu Pana. Wspomnę też tutaj o czymś, na co narzeka wielu graczy. Nasi towarzysze są niewidzialni dla wrogów, co wielu uznaje za wadę. Moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby dajmy na to przez nieuwagę Tess zobaczyła nas grupa wrogów. Przez coś takiego gra zamieniłaby się w niegrywalny koszmar.

Bill pomaga nam tylko dlatego, że "wisiał" Joelowi przysługę. 

Przejdźmy może do oprawy audiowizualnej. Ta recenzja i tak już jest zbyt długa ;) Pierwotnie gra ukazała się w 2013 roku na PS3 dlatego grafika nieco odstaje od gier tworzonych z myślą o nowej generacji. Nie oznacza to jednak, że jest źle. Wręcz przeciwnie. Ekipa Naughty Dog zadbała o najróżniejsze detale takie jak parę z ust czy śnieg, który topnieje po wejściu do ciepłego pomieszczenia. Na potrzeby edycji "Remastered" podbito rozdzielczość tekstur, zwiększono liczbę wyświetlanych klatek do 60, a także dodano więcej efektów, których nazwy nic mi nie mówią. Ważne, że są i robią ogromne wrażenie. Na płycie znajdziemy także komplet dodatków (w tym fabularne "Left Behind") oraz ciekawe materiały zza kulis. O tym za chwilę. W przeciwieństwie do grafiki, muzyka nigdy się nie zestarzeje. Kompozytor Gustavo Santaolalla postawił na spokojne dźwięki gitary akustycznej. Efekt końcowy zwala z nóg i zasługuje na miano arcydzieła. W przerywnikach filmowych słychać jedynie krótkie, ciche akordy, które znakomicie podkreślają to co dzieje się na ekranie. W trakcie samej gry często towarzyszy nam cisza, ale tak miało być. Cała reszta czyli wybuchy, tło, efekty dźwiękowe i inne drobnostki są doskonałe. Nie ma co się rozpisywać.

Dodatek "Left Behind" jest krótki i niezbyt ciekawy.

The Last of Us został u nas wydany w podwójnej wersji językowej, co jest chyba standardem w przypadku tytułów ekskluzywnych. Wystarczy wejść do menu aby wybrać dubbing lub napisy. Kilka słów o tym pierwszym. Moim zdaniem jest świetny i warto przy nim zostać (no chyba, że macie uczulenie i na samo słowo "dubbing" dostajecie torsji). Postacie brzmią naturalnie i mają znakomicie dobrane głosy, a co najważniejsze nie ma tu cenzury. Niestety w kilku miejscach tłumaczenie kuleje. W pewnym momencie jadąc autem będziemy mijać rodzinę z dzieckiem. Brat Joela, Tommy powie: "mają dziecko!". A on na to: "z nami też". Umm... Brzmi dwuznacznie. Powinno być: "jest z nimi dziecko". Na szczęście takich wpadek jest raptem kilka.  


"Dycha" to trochę za dużo. Nie jest idealnie.

Kilka słów o Left Behind. Niestety, ale szału nie robi. Jest bardzo krótki i pokazuje dwa różne wątki. Pierwszy, zdecydowanie ważniejszy, to historia Ellie oraz jej przyjaciółki, które postanawiają po raz ostatni zaszaleć w centrum handlowym. A przynajmniej tym, co z niego zostało. Dowiemy się z niego w jaki sposób dziewczyna została zarażona i... I to tyle. Największą zaletą tej części dodatku jest luźniejsza niż w "podstawce" atmosfera. Całość skupia się bowiem na wygłupach dwóch nastolatek. Drugi wątek jest moim zdaniem całkowicie zbędny. Uzupełnia on wątek chorego (w pewnym sensie) Joela i pozwala wcielić w Ellie szukającą lekarstw. DLC jako całość to całkiem niezłe uzupełnienie, ale gdybym je kupił pewnie bym żałował. 

Jedna z wielu "znajdziek"

Podsumujmy to wszystko. The Last of Us opowiedziało mi najlepszą, najpiękniejszą i najbardziej wzruszającą historię jaką kiedykolwiek widziałem. Gwoli ścisłości, nie jest to nic odkrywczego, nie wymyślono koła na nowo (wątek rodzącej się więzi widzieliśmy chociażby w Leonie Zawodowcu). Siłą tej historii nie jest jednak to co przedstawia, ale w jaki sposób to robi. A robi to perfekcyjnie. Gra może i nie jest idealna, ale niewiele jej brakuje. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. 

Oj, byłbym zapomniał. Gra posiada tryb dla wielu graczy, ale nie uruchomiłem go ani razu. Nie będę go oceniać, wybaczcie :) 

Zalety:
- fabuła
- postacie
- grafika: animacje, efekty
- muzyka 
- wrażenie otwartości świata
- rozgrywka
- i masa innych rzeczy

Wady:
- kilka błędów w tłumaczeniu
- niezbyt ciekawy fragment pomiędzy prologiem a poznaniem Ellie

Ocena: 9/10






1 komentarz: