czwartek, 15 września 2016

Recenzja: Rocket League

Czyli romans "gały" i "zderzaka" [PS4]

Kilka lat temu do sieci PSN trafiła gra o "dość" długim tytule. Mowa o Supersonic Acrobatic Rocket-Powered Battle-Cars. Posiadacze Playstation 3 mogli przekonać się, że połączenie piłki nożnej z samochodami jest nie tylko możliwe, ale i bardzo wciągające. Rocket League to swego rodzaju sequel tamtej dziwacznej produkcji. 
Początki są trudne.

Rocket League jest jak szachy - "easy to learn, hard to master". Podstawy są dziecinnie proste, ale opanowanie piłki, strzelanie goli czy obrona już nie. O co w tym wszystkim chodzi? Najprościej rzecz ujmując - to piłka "nożna", w której piłkarzy zastępują zdalnie sterowane samochody. Zamiast "jedenastki" w skład drużyny wchodzi zaledwie czterech zawodników. Co więcej większość reguł "gały" nie obowiązuje. Nie ma tu sędziego, kartek, rożnych, karnych, spalonych, a nawet "oficjalnego bramkarza" (może nim być każdy, o ile zechce). Pozostały: piłka, bramki oraz zawodnicy. Początkowo trudno się w tym wszystkim odnaleźć, wokół panuje kompletny chaos, piłka nieustannie przelatuje z jednego końca boiska na drugi, a przeciwnicy "faulują" na potęgę (nie ma kar za - dosłownie - zniszczenie innego auta). 

Nowy, zwariowany tryb.

Wielu graczy twierdzi, że dobór auta nie ma znaczenia. Błąd. Fizyka jest bowiem bezlitosna. O wiele trudniej "kopnąć" na wprost piłkę autem, które może i jest szybkie oraz zwrotne, ale ma mały, kanciasty zderzak. Co innego furgonetka czy potężny "Marauder". Coś za coś. Warto o tym pamiętać, szczególnie w trybie "Sezonu", który jest główną atrakcją dla "singli". Przed rozpoczęciem rozgrywek należy wybrać logo drużyny, nazwać ją i dobrać "towarzyszy broni". Ostatnim krokiem jest włączenie opcjonalnych mutatorów, ale o nich za chwilę. Pozostałe tryby gry to trening oraz pojedynczy mecz. Najważniejszym elementem trybu off-line jest sztuczna inteligencja. Bez porządnego AI, możliwość grania z botami nie miałaby sensu, czego doskonałym przykładem jest chociażby Red Orchestra. Na szczęście deweloperzy spisali się na piątkę. Szóstki nie będzie - AI potrafi zaliczać niezłe wpadki. Na szczęście dotyczy to obu stron :)


"Naklejki" czy koła należy odblokować. 


Bardzo ciekawym pomysłem są tzw. mutatory. To po prostu drobne modyfikacje wbudowane w grę. Można je łączyć do woli: gigantyczna kostka zamiast piłki na arenie, na której panuje niska grawitacja? A proszę bardzo. Do wyboru do koloru. Autorzy chwalą się milionami możliwości modyfikacji auta. Nie ma tu jednak tuningu mechanicznego. Można zmienić co najwyżej barwy i dodać gadżety takie jak czapki czy anteny. Innymi słowy, żaden dodatek nie ma najmniejszego wpływu na osiągi pojazdu. Liczą się jedynie umiejętności gracza. Początkowo większość przedmiotów oraz aut jest zablokowana. Nie trzeba jednak za nic płacić - wystarczy po prostu grać. Po każdym meczu otrzymujemy pewną ilość punktów doświadczenia. Im więcej goli, asyst czy obron tym lepiej. Co więcej im bardziej efektowny gol, tym lepiej. Strzały z przewrotki są trudne do wykonania, ale niesamowicie satysfakcjonujące. Co ciekawe odblokowane rzeczy dotyczą tylko i wyłącznie auta, którym graliśmy. Autorzy zachęcają w ten sposób do gry off-line, ale wiecie co? Nie trzeba. Rocket League jest tak wciągające, że mogłoby obejść się bez gadżetów.  

Wynik 12-8 nikogo nie dziwi. 

Deweloperzy są wyjątkowo hojni. Podarowali graczom już trzy zupełnie nowe tryby gry. Ot tak, w formie łatki. Żeby nie było - wydano kilka płatnych DLC, ale zawierają one zaledwie kilka aut (DeLorean z Powrotu do Przyszłości czy batmobil z filmu Batman vs. Superman), które nie dają jakiejkolwiek przewagi. Posiadacze konsol dostali ekskluzywne wozy z gier takich jak Gears of War, Halo oraz Twisted Metal. Wspomniane trby gry to: hokej, koszykówka oraz niesamowicie zwariowany Rumble. Pierwsze dwa są oczywiste i nie wymagają tłumaczenia. Niestety każdy z nich posiada tylko jedną arenę. Ten ostatni zamienia grę w kreskówkę pokroju Tom & Jerry. Dlaczego? Cóż... Wyobraźcie sobie coś takiego - piłka leci w stronę bramki, wystarczy tylko ją odpowiednio skierować, wręcz musnąć. Zbliżam się do niej, to nie może się nie udać.,, A jednak. Nie udało. Dostałem z buta. Dosłownie - wielkiego buciora na sprężynie. Rumble dodaje zabawne "power upy", które nie leżą jednak na murawie. Co dziesięć sekund każdy z graczy dostaje jeden, losowo dobrany. A jest ich trochę: zamrożenie piłki, hak, tornado, przepychacz, podmiana auta czy bardzo ciekawe kolce. Piłka "nabija" się na nie, co pozwala "zanieść" ją do bramki przeciwnika. To tak jakby piłkarz chwycił "gałę" pod pachę i biegał z nią jak opętany po boisku. Podsumowując - kwintesencja chaosu... I frajdy. 

"Great Scott"!

Oprawa audio-wizualna jest rewelacyjna, grafika doskonała, projekty "stadionów" robią wrażenie, a muzyki mógłbym słuchać na okrągło. Niestety w najnowszej aktualizacji zmieniono motyw przewodni na zdecydowanie gorszy. Odgłosy silników, uderzeń, eksplozji czy ambienty również zasługują na uznanie. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to AI. Na najniższym poziomie trudności da się wbijać dziesiątki goli. Na szczęście na wyższych trzeba się już postarać. Niestety boty zaliczają czasami irytujące wpadki, ale w końcu to tylko boty. Trudno aby były idealne. Edytor powtórek mógłby być lepszy - bardziej intuicyjny. Zwiększyłbym także głośność okrzyków kibiców - drobiazg. 

  
Na najniższym poziomie trudności AI nie ma szans.

Podsumowując. Rocket League to gra niemal doskonała. W trakcie rozgrywki towarzyszyły mi emocje rodem z meczy naszej reprezentacji na Euro 2016. Powtórki to rewelacyjny pomysł. Dzięki nim wielokrotnie przekonałem się, że AI nie nawaliło. Tego strzału po prostu nie dało się obronić. Na koniec ciekawostka - posiadacze PC mogą powalczyć z "konsolowcami". Póki co, tylko PS4 (choć mogę się mylić). Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Warto.   

Ocena: 9+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz