poniedziałek, 15 lutego 2016

Recenzja: Firewatch

Firewatch (PS4)

Czym jest Firewatch? Wiele osób przypięło jej metkę "symulatora chodzenia po lesie". To oczywiście przesada, ale mimo wszystko gra rozczarowuje. Coś, co miało ogromny potencjał, okazało się być przeciętniakiem kosztującym +/- 85zł. 



Leśniczy: Izolacja ;)

Zacznijmy od fabuły, która pomimo świetnego początku i dwóch zakończeń rozczarowuje na całej linii. Głównym bohaterem jest Henry, ochotnik, który miał dobre powody aby uciec od cywilizacji i spędzić wakacje jako leśniczy. Wszystko zaczyna się niewinnie. Jakieś małolaty bawią się fajerwerkami w lesie, w którym obowiązuje zakaz wstępu, ze względu na najwyższy stopień zagrożenia pożarowego. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy te znikają bez śladu. I tutaj zaczyna się "zabawa". 

Całość podzielono na 79 dni, w trakcie których wykonamy kilka mniej, lub bardziej ciekawych zadań. Początek jest znakomity. Reszta, no cóż... Wyobraźcie sobie, że czytacie książkę. Pierwsze rozdziały wciągnęły was do reszty. Gdy w trzecim dochodzicie do zdania: "detektyw Kowalski był niemal pewien, że seryjnym mordercą może być...", I tu kończy się strona. Przewracacie ją, a tam... "Rozdział 12" i zupełnie inny początek: "Kowalski popijając kawę podziwiał wschód słońca, gdy nagle...". Rozdział 28. Właśnie tak prezentuje się rozgrywka w Firewatch. Gra "skacze" nie tylko pomiędzy poszczególnymi dniami, ale urywa wątki! Pewnie, możemy poprzyklejać fragmenty do tego głównego, ale nie zmienia to faktu, że pod względem fabularnym, gra prezentuje się mizernie. 

Ładne, ale nudne...

Firewatch pęka w szwach od idiotyzmów. W pewnym momencie trafiamy na metalowe ogrodzenie. Zwykła siatka. Nie jest pod napięciem, nie chroni jej drut kolczasty. Jedyną "przeszkodą" jest niewielka kłódka. Dodam tylko, że mamy przy sobie siekierę. Przecież nawet dziecko mogłoby po nim przejść! Po drugie. Akcja rozgrywa się w lesie, a przez całą rozgrywkę widziałem raptem kilka zwierząt! Czy na tydzień przed przybyciem bohatera, ktoś potraktował całą okolicę sarinem? W pewnym momencie tuż obok jeziora usłyszałem kaczki, które były niewidzialne. Najwyraźniej posiadały technologię "stealth", powstałą dzięki wszczepieniu wzmocnionych genów kameleona oraz mątwy. Miejsce akcji aż prosi się o możliwość swobodnego zwiedzania okolicy. W pewnym sensie tak jest, ale nie ma to... sensu (wybaczcie powtórzenie). Nie ma tu nic, co mogłoby zachęcić gracza do eksploracji, tym bardziej, że wiele miejsc jest odciętych "tytanowymi krzakami" lub konarami, których nie da się przeskoczyć. Co prawda okolica jest dość duża, ale wrażenie otwartości pryska niczym bańka mydlana.

Mapa i kompas są przydatne. 

Gra może pochwalić się bardzo ładną grafiką. Zawdzięcza to dość nietypowemu stylowi. Niestety, przynajmniej na PS4 nie zabrakło spadków animacji, a na otwartej przestrzeni trawa wczytywała się na naszych oczach. Nie ma tu też cyklu dnia i nocy czy zmian pogody. W pewnym sensie to zrozumiałe (nie przyspieszono czasu), ale szkoda, że całość rozgrywa się w trakcie dnia o niemal idealnej pogodzie. Nie ma co liczyć na nocne wyprawy czy ulewę. Szkoda. Wybór odpowiedzi w trakcie dialogów przypisano do klawisza "R1" co jest BARDZO niewygodne. Od czego jest gałka analogowa? Największe rozczarowanie czekało mnie na końcu rozgrywki. Bez względu na dokonane wybory, Firewatch zakończy się na jeden z dwóch sposobów. W przypadku tego "alternatywnego", nie dowiedziałem się, jaki los spotkał bohatera. W "normalnym" zresztą też. Jeśli miały to być celowe niedopowiedzenia, to autorzy "dali ciała" na całej linii. Na koniec dodam tylko, że oprawa audio nie należy do najlepszych. Do wad należy zaliczyć początkowe zachowanie Henry'ego. Po traumie jakiej zaznał, ot tak powraca mu dobry humor i chęć do żartów? Najwidoczniej praca leśniczego czyni cuda. Jeśli macie depresję, "zaciągnijcie" się, a obejdzie się bez łykania psychotropów.

Od czasu do czasu pojawi się jakieś urozmaicenie.

Na szczęście Firewatch ma kilka zalet. Największa z nich, to relacje z Dahlią. Tak się bowiem składa, że nie jesteśmy sami. Gdzieś na drugim końcu lasu, znajduje się "chatka" naszej "szefowej". Kontakty obu postaci ograniczają się do rozmów poprzez "krótkofalówki", ale nie wszystkie pogawędki dotyczą pracy. Na dobrą sprawę większość z nich to luźna gadka np. o korzystaniu z ubikacji, niedźwiedziach czy zgłaszaniu pozostawionych przez wspomniane nastolatki staników. Gra "aktorska" jest doskonała, a co więcej nie zabrakło przekleństw. Na szczęście, autorzy nie użyli ich w formie przecinka. Wulgaryzmy padają w odpowiednich momentach. Cieszę się, że nie wydano jej w pełnej polskiej wersji językowej (dubbing). Inaczej "oh f#ck" zamieniono by na "o nie", co zniszczyłoby urok rozmów. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to fakt że mamy niewiele czasu na dokonanie wyboru.   

Jaskinia. Urozmaicenie trwające około 5 minut.

Firewatch padło ofiarą "krótkości" rozgrywki. Ukończenie gry zajęło mi około pięciu godzin, tylko dlatego, że nie spieszyłem się. Inni ujrzeli napisy końcowe po trzech. Autorzy rozpoczęli kilka bardzo ciekawych wątków, które aż prosiły się o rozwinięcie. Niestety, ucięto je ot tak. Nie zdradzę o co chodzi, ale gdy w pewnym momencie zacząłem bać się o swoją skórę, gra przeskoczyła o kilka dni do przodu. To tak jakby, na pytanie "dlaczego", ktoś odpowiedział obojętnie: "nie twoja sprawa". 

Podsumowując. Długość gry w tego typu produkcjach nie ma najmniejszego znaczenia. W pół godziny można opowiedzieć fantastyczną historię, a w dwadzieścia zanudzić. Firewatch ma kilka zalet (grafika, dialogi), ale jako całość jest krótkie i nudne. 

Ocena: 4/10




   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz