czwartek, 6 października 2016

Recenzja: Layers of Fear + DLC (PS4)

Layers of Fear + Inheritance (PS4)

Od kilku ładnych lat, horrory cierpią na "Outlastis Amnesis" czyli kalkowanie dwóch gier, które zachwycają (i przerażają) jednych, a odpychają drugich. Layers of Fear, wedle obietnic to horror psychologiczny, w którym nie ma masturbujących się psychopatów. Czy pozbawienie konieczności chowania się w szafie nie wpłynęło negatywnie na klimat?

To dopiero początek "atrakcji"

W dzisiejszych czasach trudno o dobry horror. Same "jumpscares", czyli nagłe pojawienie się czegoś w akompaniamencie (zdecydowanie zbyt) głośnej muzyki bardziej mnie irytuje niż straszy. To samo tyczy się konieczności chowania się przed potworami (Obcy: Izolacja - a mogło być tak pięknie). Layers of Fear był dla mnie wielką niewiadomą. Z jednej strony to horror psychologiczny, w którym mimo wszystko autorzy wielokrotnie użyli wspomnianych wyżej "jumpscares". Z drugiej, nic nas nie gania, nie można zginąć, ani zabić. Czy oznacza to, że gra jest nudna i pozbawiona klimatu? Wręcz przeciwnie, ale zacznijmy od fabuły, która jest po prostu znakomita. 

Głównym bohaterem jest malarz, który z niewiadomych przyczyn nigdy nie dokończył swojego "opus magnum".  Obraz miał powstać na zlecenie... No właśnie. Czyje? Dlaczego bezimienny artysta przerwał prace i co miało znajdować się na płótnie? Tego dowiemy się w trakcie przeszukiwania "nawiedzonego" domu. Jak inaczej wytłumaczyć zmieniające się pomieszczenia czy noże rzucane w naszą stronę?

Bardzo szybko "dom" daje o sobie znać. 
A może to "zwidy" protagonisty?

Obraz to nie jedyny wątek. Najważniejsza jest tu rodzina malarza. Co się z nią stało? Dlaczego posiadłość wygląda tak, jakby opuszczono je 10 minut temu? Sporo pytań. Odpowiedzi musimy poszukać sami myszkując w szafach czy biurkach. Warto to robić, bowiem można tam znaleźć ciekawe informacje wzbogacające przedstawioną historię. Co więcej, wpływa to na zakończenie. Tak "podstawka" jak i dodatek posiadają trzy. Całość została podzielona na kilka rozdziałów. Jak to mawiają: "im dalej w las, tym więcej drzew". Z upływem czasu piękny, opuszczony dom przeistacza się w przerażające miejsce, z którego nie da się uciec. "Najgorsze" były chwile, w których napotykałem na zamknięte drzwi. Wiedziałem, że muszę się odwrócić, ale najchętniej szedłbym tyłem. Niestety nie miałem wyboru. Tych kilka sekund było straszniejszych niż pięć minut uciekania przed potworem. Jestem dość odporny na straszaki (ziewałem przy Outlaście), ale tutaj wielokrotnie "wyskakiwałem z kapci" (filmik powyżej). W dalszych etapach nawet pukanie do drzwi sprawiało, że odruchowo cofałem się dopóki nie oparłem o ścianę. Wisienką na torcie są obrazy wiszące na ścianach: zdeformowane twarze czy dziwaczne sceny to "normalka". Współczuję osobom, które są wrażliwe. Strach to nie jedyne uczucie jakie towarzyszy graczowi. Nie zabraknie smutku, przygnębienia i współczucia. Właśnie tego mi brakowało, na to czekałem - zabawy emocjami. Brawo Polacy (tak, to polska produkcja). 

Dodatek Inheritance jest zaledwie dobry. 

Wersja na konsolę PS4, którą kupiłem w sieci PSN posiadała oficjalny dodatek. Jego akcja rozgrywa się wiele lat po wydarzeniach z "podstawki". Przedstawia on losy dorosłej już córki artysty, która postanowiła wrócić do "domu", aby raz na zawsze rozprawić się z przeszłością. Brzmi ciekawie, ale zamiast wprowadzać nowe wątki czy rozbudowywać historię, po prostu ukazuje to co już znamy z innej perspektywy. Deweloperzy nie postarali się także o nowe metody straszenia. DLC nie jest może złe, ale nie ma co liczyć na wiele. Ot, więcej tego samego, kolejna dawka "psychodeli". 


W porównaniu do dalszych etapów, to "pikuś".

Oprawa audio/wideo zasługuje na uznanie. Grafika jest znakomita, a wszelkie "przemiany" otoczenia robią ogromne wrażenie. Niestety, na ekranie wielokrotnie pojawiały się "chochliki", ale szybko do nich przywykłem. Audio to po prostu ideał, przez gigantyczne "I". Ambienty doskonale podkreślają i tak już wyjątkowo ciężki klimat. Muzyka to istne arcydzieło, które jest "wzmacniaczem atmosfery". Najbardziej czuć to w scenach, które są smutne i przygnębiające. To zasługuje na oddzielną płytę audio, a nie "cyfrowy soundtrack" (wydanie pudełkowe na PC). 

Cyfrowy soundtrack? To jakiś żart?

Wiele osób narzeka na omawianą produkcję. Przyczepiono jej metkę "symulatora chodzenia", w którym "łamigłówki" rozwiązują się same. Co do tego drugiego mógłbym się zgodzić, Ale Layers of Fear to nie Myst. Prawdę mówiąc, wolę taką grę, w której może i nic nam nie grozi (pomijając zawał serca oraz pobrudzenie bielizny), niż oglądanie masturbujących się pacjentów psychiatryka. Polacy stworzyli grę, która jest niczym Silent Hill 2. Bawi się emocjami gracza: straszy, wzrusza, zmusza do łączenia najróżniejszych, pozornie nieistotnych informacji. Na koniec dodam tylko, że sterowanie przypomina te z Penumbry, Amnesii czy Outlasta - aby otworzyć drzwi należy "popchnąć" je za pomocą drążka analogowego. Samo wciśnięcie przycisku nie wystarcza. Czy warto ją kupić? I tak i nie. Z jednej strony to porządna dawka strachu. Niestety jest krótka i swoje kosztuje. Jeśli ma to dla was znaczenie, odejmijcie jeden punkt od oceny końcowej.

Najdroższa ekipo Bloober Team, uraczcie nas proszę sequelem. Macie talent. 

Ocena: 8+/10  (za cenę oraz "chochliki" graficzne)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz