sobota, 20 sierpnia 2016

Wolfenstein: The New Order

Wolfenstein: The New Order (PS4)

Wolfenstein to seria, która "narodziła się" wiele lat temu, w czasach gdy nie istniały modele 3D, a postać niczym świnia nie mogła spoglądać w niebo. Najbardziej rozpoznawalną, kultową i przytaczaną w książkach o przemocy w grach jest Wolfenstein 3D (no dobra... Doom, ale i "wolfowi" się dostało). Ostatnią odsłoną, w którą miałem przyjemność zagrać była Return to Castle Wolfenstein. Obie zaskoczyły mnie, ale nie było to rozczarowanie. Wręcz przeciwnie. 
Prototyp Stridera z Half - Life 2 ;)

Instalując Return to Castle Wolfenstein byłem święcie przekonany, że to po prostu FPS, którego akcja została osadzona w realiach drugiej wojny światowej. Ot, kolejny Medal of Honor. Nie znałem wówczas angielskiego na tyle dobrze, by zrozumieć wprowadzenia do misji. Poza tym, miałem wersję "od cioci z Ameryki". Wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy trafiłem do katakumb. Podobnie było z New Order. Liczyłem na rzeź (nie)winiątek: karabin w łapę, granaty do kieszeni... I z pieśnią na ustach: "na pohybel nazistom!" A tym czasem... Cóż, zaskoczenie było ogromne. Co prawda agent Blazkowicz potrafi strzelać z obu broni jednocześnie (kupa frajdy), ale w większości misji nic nie stoi na przeszkodzie aby zamontować na pistolecie tłumik i załatwiać sprawy po cichu. Ktoś cię zauważył? Trudno, wyciągnij coś "głośnego" i pozbądź się natręta. Nie ma tu ani jednego zadania, w którym alarm oznacza porażkę. Będzie po prostu nieco trudniej. Ba, przy odrobinie szczęścia uda się nam ukryć i zlikwidować poszukujących nas nazistów. Realia i projekty lokacji są niesamowite. Już od początku "czuć" nietypowy postęp technologiczny nazistów: broń, żelazne "psy", machiny kroczące, budynki, pojazdy. Alternatywne lata '60-te przedstawiono znakomicie. Całość jest niesamowicie klimatyczna.  

Nie ma to jak dojść do siebie po 14 latach...

Jak na współczesnego FPSa przystało, nie mogło zabraknąć systemu osłon, który jest po prostu rewelacyjny. Używając gałki analogowej można "wychylać się" w każdym kierunku (nawet schylać, aby zlikwidować kogoś, kto stoi niżej!). Bez względu na to, czy gramy po cichu czy "na terminatora" ułatwia to i uprzyjemnia to zabawę. Hybryda skradania i strzelania to świetny pomysł, ale niestety nie do końca trafiony. Moim skromnym zdaniem, nie da się stworzyć skryptów, które pozwoliłyby na zrobienie dobrej "skradanki" oraz porządnego, dynamicznego FPSa w jednym. To tak jak z aparatami i kamerami. Aparat nie nagra dobrego filmu, a kamera nie zrobi dobrej fotografii. W tym pierwszym przypadku AI powinno dawać "fory". Przymykać oko na pewne sprawy (gracza ukrywającego się w cieniu). Z drugiej strony, w dynamicznej strzelance przeciwnicy muszą być spostrzegawczy, aby nie zamienić się w tarcze strzelnicze.

I w tym momencie wszystko zaczyna się ze sobą gryźć. Raz ktoś zauważył mnie z drugiego końca mapy, tylko dlatego, że wychyliłem się na chwilkę zza osłony. Z drugiej strony bez problemu przechodziłem obok nazisty stojącego +/- 20m dalej... odwróconego twarzą do mnie. Koniec, końców, nie wiadomo na ile można sobie pozwolić. 

   
Jedna z misji rozgrywa się w Polsce.

Fabuła jest całkiem niezła. Naziści wygrali drugą wojnę, opanowali świat i stworzyli wymyślne technologie, takie jak "hybrydy" psa czy "mechanicznych żołnierzy". Wszystkie te "zabawki" skutecznie likwidują wszelkie ruchy oporu. Poza jednym - tym do którego dołączy nasz heros. Doskonałym pomysłem jest "ewolucja" uzbrojenia. Gra rozpoczyna się w 1946 roku, ale bardzo szybko przenosi gracza do 1960. To, co kiedyś było (pseudo)Lugerem jest teraz automatycznym pistoletem z opcjonalnym tłumikiem. Pod koniec rozgrywki do naszych rąk trafi jeszcze nowocześniejsza wersja. To samo dotyczy większości "pukawek". Brawo. Niestety wspomniany pistolet jest zbyt mocny. Jeden celny strzał i po naziście. Na szczęście, w dalszej części gry pojawiają się opancerzeni żołnierze na których nie robi on najmniejszego wrażenia.   

Edycja specjalna - nic specjalnego.

Gra nie jest idealna. Jedną z najbardziej irytujących rzeczy są misje w bazie ruchu oporu. Gracz staje się chłopcem na posyłki. "Ochotnikiem" biegający w tę i na zad. Znajdź to, przynieś tamto... Część z nich jest opcjonalna, ale nie da się wywinąć od poszukiwania kamienia porośniętego mchem. No brawo. Genialne urozmaicenie. Nie zabrakło zwalających z nóg nielogiczności czy idiotycznych pomysłów. Pewien obóz koncentracyjny bardziej przypomina więzienie o zaniżonym rygorze niż miejsce z którego nie da się wrócić. Z jednej strony to rozumiem - autorzy chcieli uniknąć skandalu, złagodzili to i owo, ale żeby ot tak wejść do budynku przeznaczonego dla "personelu", czy przebrać się na oczach strażników? Na początku gry poznajemy pewną Polkę - Anię. Ta stwierdza, że zna język angielski "po łebkach". Jakimś cudem w dalszych etapach posługuje się nim tak, jakby w wieku 10 lat wyjechała do USA. Jest jeszcze dwie rzeczy, ale są związane z fabułą. Nie zdradzę o co chodzi. Napiszę tylko, że to kretynizmy wyjątkowo grubego kalibru. 

Facet się drze - nic nie zrobią. Wychyl głowę - włączą alarm.

Jedną z rzeczy, które przypadły mi do gustu były przerywniki filmowe oraz monologi Blazkowicza. Dzięki nim, główny bohater nie jest maszyną do ratowania świata, a człowiekiem. Nie każdemu przypadnie do gustu zmęczony wojną wojak, ale dla mnie to świetny pomysł. Autorzy chcieli zachęcić graczy do szwendania się po lokacjach i szukania najróżniejszych znajdziek. Nie da się tego zrobić przy jednym "podejściu" ponieważ gra oferuje tzw. "dwie ścieżki". Różnice są niewielkie. Największa to umiejętność specjalna: wytrychy lub powodowanie zwarć, które pozwalają otworzyć np. drzwi za którymi znajduje się złota figurka. Inne graty do kolekcjonowania to tzw. "szyfry enigmy" rozsiane po etapach. Nie miałem najmniejszej ochoty na poszukiwania. Gra nie oferuje nic, dla czego warto to robić. Deweloperzy chcieli wprowadzić elementy RPG. Niestety nie można samemu rozwijać postaci. Gra robi to za nas. Robienie pewnych rzeczy daje nam bonusy takie jak: pojemniejszy magazynek czy większe obrażeń. Dużym plusem jest to, że pozostają przy rozpoczęciu nowej gry (alternatywna ścieżka). Grafika jest przyjemna dla oka, muzyka znakomicie podkreśla klimat, a dźwięki otoczenia sprawiają, że świat wokół nas "żyje". W kwestii oprawy audio/wideo nie mam żadnych zastrzeżeń. 

Ktoś mnie usłyszał... Będzie głośno.

Podsumowując. Wolfenstein: The New Order to porządny FPS osadzony w ciekawych realiach. Co prawda nie jest to pozycja obowiązkowa dla miłośnika strzelanek, ale warto w niego zagrać. Jest zaskakująco długi, wciągający, a przede wszystkim to znakomita odmiana od ostatnich FPSów tworzonych metodą "kopiuj/wklej".  

Ocena: 8/10







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz