piątek, 1 lipca 2016

Recenzja: Battlefield 4 (PS4) (singleplayer)

Battlefield 4 (PS 4) (kampania)

Battlefield to jeden z najpopularniejszych FPSów. Co prawda seria ta, od zawsze była nastawiona na potyczki w sieci, ale w pewnym momencie dodano pełnoprawną, fabularną kampanię singleplayer, która zastąpiła potyczki z przygłupimi "botami". Jak sprawdza się tryb dla "singli" w czwartej odsłonie? Sprawdźmy.
Jedna z ciekawszych funkcji - odblokowanie broni za zdobyte punkty.

Po ukończeniu CoD: Modern Warfare 2 powiedziałem sobie, że nie kupię FPSa, który pęka w szwach od skryptów i kończy się po +/- 5 godzinach. Mimo to, postanowiłem zaryzykować i wymienić się za inną grę. Nie żałuję. BF4 to oczywiście "grywalny film", ale za to jaki! Fabuła może nie zwala z nóg, ale jest znakomicie opowiedziana. Nie ma tu przesadnej amerykanizacji ani kiczu. Najbardziej zaskoczyły mnie postaci, które rozmawiają o czymś więcej niż służbie ojczyźnie. Ba, ratowanie USA (i reszty świata) schodzi na dalszy plan. Członkowie elitarnej jednostki "Grabarzy" mają wyraźnie zarysowane charaktery, szybko ich polubiłem. Kto by pomyślał... 

Kto się czubi...

Wszystko rozpoczyna się "niewinnie", od próby potajemnego uratowania pewnego VIPa. Nikt nic nie wie, nic nie widział. Jak nietrudno się domyślić sytuacja szybko wymyka się z pod kontroli, a niewielka, tajna operacja przeradza w wielki konflikt: USA vs. Chiny vs. Rosja. W trakcie kampanii zwiedziłem kilka ciekawych lokacji, zatopiłem okręt i zniszczyłem tamę. To nie jedyne atrakcje jakie oferuje gra. Jest ich znacznie więcej. Nie zabrakło ciekawych zwrotów akcji i dramatycznych momentów, które nie były naciągane. Warto wspomnieć, że gra ma aż trzy zakończenia. Co prawda różnią się detalami, ale mimo wszystko warto je zobaczyć. Najważniejsze jest jednak to, że non stop coś się tu dzieje, ani razu nie poczułem się jak gość, który packą na muchy mógłby wybić kilka oddziałów. Jest wręcz przeciwnie. Rzucenie się na wroga z pieśnią na ustach to proszenie się o guza i powrót do ostatniego punktu kontrolnego. Szkoda tylko, że AI sojuszników kuleje przez co w praktyce byłem jedno osobową armią (skuloną w rogu). Popatrzcie sami.

 
AI w akcji

O ile przeciwnicy "dają radę" to sojusznicy są jedynie statystami. Nigdy nikogo nie zabiją, ale sami są nieśmiertelni. Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, w której stali twarzą w twarz z przeciwnikiem i strzelali do siebie! Rzecz jasna ani jednemu, ani drugiemu włos z głowy nie spadł. Takie "starcie tytanów" można podziwiać godzinami. Przestało mi być do śmiechu, gdy "na scenę" wkroczył ciężki sprzęt. Przydałaby się ich pomoc. Niestety... Biegali od zasłony do zasłony i strzelali do czołgu... Z karabinu. Pamiętacie Star Wars: Republic Commando? Tam też walczyliśmy w zespole, ale AI było na tyle dobre, że można im było zaufać np. w trakcie leczenia czy "grzebania" w komputerze. Osłaniali nas, likwidowali przeciwników, korzystali z "apteczek" bez pytania. Tutaj jedynym plusem jest fakt, że nie da się ich zabić (nie da się przegrać przez kretyna). 

Grafika jest po prostu obłędna.
  
Arsenał "zabawek" robi wrażenie. Nie ma tu syndromu: "najlepszą broń znajdziesz pod koniec gry". W każdej z misji możemy odblokować trzy "pukawki". Aby to zrobić należy zdobyć odpowiednią liczbę punktów. Jest to o tyle ciekawe, że niemal na każdym kroku rozmieszczono skrzynie z uzbrojeniem. Wystarczy do niej podejść i wybrać dwie ulubione/odpowiednie do danej sytuacji. Po ukończeniu gry, to co odblokowaliśmy pozostaje, dzięki czemu już od pierwszej misji mogłem walczyć moim ulubionym karabinem snajperskim (50mm. 12.7 mm - Socks Chaser, dziękuję za zwrócenie uwagi :) ). Niestety nie zabrakło tu magicznej podmiany broni. Po załadowaniu dalszej części etapu, tajemnicza siła zabierała mi to co miałem i wręczała "zestaw startowy" (karabin + pistolet). Na szczęście za każdym razem gdzieś w pobliżu leżała "mobilna zbrojownia". Nic tylko pogratulować. 

To nie "fotoszopka" przygotowana dla prasy.

Oprawa audiowizualna to prawdziwy majstersztyk. Na PS4 gra wygląda obłędnie. Początek gry to jedynie zapowiedź uczty dla oczu. Gdy wyszedłem z piwnicy na zewnątrz... Jasny gwint... Detale, odległość rysowania, oświetlenie, roślinność, efekty specjalne czy eksplozje robią ogromne wrażenie. Dzięki silnikowi Frostbite 3 otoczenie podlega częściowej destrukcji. W trybie kampanii została ona ograniczona, ale i tak robi ogromne wrażenie. W multi zdjęto te ograniczenia. Tam da się zrównać z ziemią praktycznie wszystko. Co prawda część elementów ulega zniszczeniu w dziwny sposób, ale to drobiazg. Szczęśliwi posiadacze (dobrze rozstawionego) zestawu 5.1 lub słuchawek z "wirtualnym 7.1" docenią i tak już fenomenalną oprawę audio. Wrażenia są niesamowite. Dźwięk otacza gracza z każdej strony. Bez problemu można zlokalizować przeciwnika, a pociski uderzające gdzieś obok podnoszą ciśnienie. Jedyna wada to odrobinę zbyt głośne wystrzały. Nie da się tego zmienić, ponieważ w opcjach jest tylko jeden suwak odpowiedzialny za ogólny poziom - przydatne do ściszania słuchawek. Szkoda.

Irish: "Co ty kurwa odpierdalasz!? Pogięło cię?"

Pełna polska wersja Battlefielda 4 jest kapitalna. Te słowa pisze osoba, która ma uczulenie na dubbing. Sojusznicy - w szczególności czarnoskóry Irish - potrafią rzucić niezłą "wiązankę". Na szczęście przekleństwa pojawiają się tam gdzie trzeba. Gra aktorska jest doskonała, nie czuć sztuczności, nie zatrudniano znanych nazwisk tylko po to, aby trafiły na okładkę. Przeciwnicy wypowiadają się w ojczystym języku - ogromny plus. Mam serdecznie dość gier, w których Niemcy czy Rosjanie "gadają" z wymuszonym akcentem. 

Wszystko to co opisałem buduje niesamowity klimat i uczucie uczestniczenia w doskonałym filmie akcji. Co tu się wyrabia... Szkoda tylko, że punkty kontrolne nie pojawiają się częściej. Niektóre misje są dość trudne. Powtarzanie sporego fragmentu irytuje, a AI nie pomaga (ale i nie przeszkadza, ignorujcie ich). Mimo kilku niedociągnięć, za tych kilka godzin pełnych emocji gra zasługuje na:

Ocena: 9/10

Z pewnością wrócę do tego znakomitego "interaktywnego filmu" :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz